wtorek, 8 listopada 2016

Papierowe miasta

"Wyobrażenia nie są idealne. Nie można całkowicie zanurzyć się w tę drugą osobę".


Autor: John Green 

Seria: Myślnik

Wydawnictwo: Bukowy Las

Stron: 400

Rodzaj: literatura młodzieżowa

Quentin Jacobsen – dla przyjaciół Q – ma osiemnaście lat i od zawsze jest zakochany w zbuntowanej Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum.


Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie chłopaka wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukiwanie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi pokonać setki kilometrów po USA. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy. Czy dowie się, kogo szuka i kim naprawdę jest Margo?


Książki Johna Greena mają to do siebie, że kto przeczytał choć jedną, ten przeczytał je wszystkie. Ale nie traktowałabym tego jako zarzutu czy wady. W „Papierowych miastach” Green porusza znowu tematy istotne dla każdego nastolatka i robi to w sposób i bardziej głęboki niż nie jeden autor powieści dla młodzieży.
Tym razem bohaterem i narratorem książki Amerykanina jest osiemnastoletni Quentin, zwany przez przyjaciół po prostu Q. Q od dzieciństwa jest zauroczony swoją sąsiadką i rówieśniczką, Margo Roth Spiegelman - szkolną celebrytką, otoczoną nimbem tajemnicy i niezwykłości, słynącą z buntowniczej postawy i ekstrawaganckiego zachowania. Dziewięć lat temu Q i Margo połączyła wspólna dramatyczna przygoda – znaleźli martwego człowieka. Być może właśnie dlatego, choć od dawna już ze sobą nawet nie rozmawiają, Margo zwraca się właśnie do Q, gdy potrzebuje pomocy przy zrealizowaniu perfidnego planu zemsty na byłym chłopaku i wszystkich innych osobach, które ją nieoczekiwanie zawiodły. Przychodzi więc do Quentina w nocy, wyglądając jak ninja - z twarzą pomalowaną na czarno i w czarnym stroju - i prosząc o podwiezienie w kilka miejsc. To będzie szalona noc, po której Quentin będzie sobie robić nadzieje na upragniony związek z Margo. Marzenie się jednak nie ziści – następnego dnia dziewczyna bowiem zniknie. Choć ucieczka z domu to dla niej nie pierwszyzna, przedłużająca się nieobecność Margo sprawi, że Q postanowi jej szukać. A że Margo nie byłaby sobą, gdyby nie zostawiła śladów – wskazówek mających doprowadzić najbliższych do jej odnalezienia - zadanie nie będzie aż tak trudne. Z pomocą dwójki najlepszych kumpli – Radara i Bena – Quentin dotrze do prawdy – o miejscu pobytu Margo, o samej Margo i co najważniejsze – o sobie samym.
Po raz kolejny John Green próbuje w swojej książce przekazać nastoletnim czytelnikom pewne wartości, objaśnić im świat, który ich otacza, oswajać ich własne uczucia. Jego książki nie są książkami, które czyta się ot tak, bezrefleksyjnie. Wręcz przeciwnie – każda opowiedziana przez niego historia ma skłaniać czytelnika do przemyśleń. Jego styl pisania pokochały miliony czytelników na całym świecie. Czego to zasługa? Urok tkwi chyba w prostocie. Ważną treść Green przekazuje za pomocą lekkiego języka, skrzącego się inteligentnym dowcipem. Przede wszystkim jednak tworzy bohaterów, których chciałoby się poznać. Rozumie nastolatków i nie postrzega ich stereotypowo, jak większość autorów. Zdaje sobie sprawę, że dla dziewczyn liczy się dobry wygląd, a chłopcy w pewnym wieku nieustannie myślą tylko o tym, by jakąś dziewczynę rozebrać, ale wie jednocześnie, że zastanawiają się też oni nad sensem życia i nad swoją przyszłością. W „Papierowych miastach” jest więc miejsce na, tak powszechny we wszelkich historiach o nastolatkach, bal maturalny, ale celem nadrzędnym postaci wcale nie jest seks, upijanie się na imprezach czy po prostu dobra zabawa. Potrafią oni zrezygnować z przyjemności, jeśli mogą w tym czasie pomóc przyjacielowi. Mają wyższe priorytety, są może trochę szaleni, ale jednak – powiedzmy to wprost - grzeczni i nie wulgarni. Nie ukrywajmy, że to wyobrażenie trochę idylliczne – bohaterowie Greena są papierowi. Ale o papierowych ludziach jest właśnie ta książka. Ludziach, którzy istnieją tylko w naszych wyobrażeniach tak jak papierowe miasta, czyli fikcyjne miejscowości nanoszone przez kartografów na mapy, w celu uniemożliwienia plagiatu istnieją tylko na nich. Ludzie, których postrzegamy w jakiś konkretny sposób są tak naprawdę zupełnie inni – może mniej idealni, może fajniejsi, a może nie tacy zarozumiali czy próżni, jak nam się wydawało, a co najważniejsze – wcale nie tacy zadowoleni z siebie i swojego życia. Taką papierową postacią jest w książce przede wszystkim Margo, której ciąży wizerunek szkolnej idolki, którą wszyscy chcieliby naśladować i z którą wszyscy chcieliby się przyjaźnić. Ale życie przedstawione w książkach Greena też jest trochę papierowe. Sytuacje opisywane przez niego nie często zdarzają się bowiem w prawdziwym życiu. Nie wiem, czy jakiś 17-latek może opowiedzieć o swoich całonocnych podróżach, podczas których rodzice się w ogóle nim nie interesują, o nocnych wypadach do oceanarium, gdzie ochroniarz okazuje się być na tyle wyrozumiały, że nie zgłasza włamania na policję czy o włamaniach do domu przyjaciół i podkładaniu im śmierdzących ryb. Książki Greena to raczej nie realistyczne historie, tylko przypowieści pisane pod konkretny morał i dlatego spodobają się głównie młodym czytelnikom, a nie tym, który w literaturze szukają wiarygodności.
„Papierowe miasta” jak na książkę dla młodzieży są jednak powieścią bardzo ambitną i z pewnością docenią to także starsi czytelnicy. Green na co drugiej stronie dzieli się swoimi przemyśleniami filozoficznymi, a nawet zwykłe, wydawałoby się, banały formułuje tak, by sprawiały wrażenie błyskotliwych przemyśleń np. „Margo zawsze kochała tajemnice. (...) Nigdy nie opuszczała mnie myśl, że być może kochała je tak bardzo, że sama stała się tajemnicą". W tym tkwi siła jego twórczości – ładnie opakowuje zwykłe treści, przekonuje do siebie już samym językiem. Podobnie jak w „Gwiazd naszych wina”, odwołuje się też do literatury, w niej można więc upatrywać genezy czy inspiracji do napisania „Papierowych miast”. Co prawda nazwiska poetów mogą być słabo znane polskim nastolatkom – Whitman, Plath, Dickinson – ale być może właśnie dzięki tej książce młodzi ludzie po ich twórczość sięgną.
„Papierowe miasta” to powieść bardzo wciągająca. Duża w tym pewnie zasługa narracji głównego bohatera, który po prostu jest bardzo sympatycznym osiemnastolatkiem z ciekawym systemem wartości i dużym dystansem do siebie. Książka jest nieprzewidywalna, pełna zwrotów akcji i nieszablonowych rozwiązań. Łączy w sobie cechy kilku gatunków. Po części to książka drogi – bo Q odbywa podróż w poszukiwaniu Margo i jest to jednocześnie podróż w poszukiwaniu siebie, a także podróż, która umacnia przyjaźń z Radarem i Benem i pozwala mu lepiej zrozumieć pewne sprawy. Po części to także książka detektywistyczna – nastolatki zbierają tropy, łączą fakty, starając się dotrzeć do Margo. Rozwiązanie zagadki jej zniknięcia może być co prawda rozczarowujące (a dla starszych czytelników także mało wiarygodne), ale to chyba jedyna znacząca wada tej książki.
Green napisał kolejną książkę o dojrzewaniu – do związku, do samodzielności, do przeciwstawienia się otoczeniu, do zmiany poglądów. Choć pisze o nastolatkach, pod podszewką ich młodzieńczych rozterek kryją się problemy uniwersalne. „Papierowe miasta” to generalnie ideał książek dla młodzieży - dobra rozrywka, ale przekazująca wartościowe treści i - przede wszystkim – wymagająca od nastoletnich (i nie tylko) czytelników samodzielnej interpretacji. I choćby kolejne ksiązki Greena miały być utrzymane zawsze w podobnej stylistyce – warto na nie czekać. Podobnie jak na ekranizację „Papierowych miast” – powieść Greena to znakomity materiał na film i miejmy nadzieję, że potencjał w niej tkwiący zostanie należycie wykorzystany.
♥♥ POLECAM GORĄCO ♥♥
Ola

Złe dziewczyny nie umieraja

Zło czai się wszędzie i potrafi przybrać bardzo różne formy.....


Autor: Katie Alender

Rodzaj: horror

Cykl: Złe dziewczyny nie umierają (tom 1)

Wydawnictwo: Feeria Young

Stron: 360

Alexis ucieka w fotografowanie i trzyma się na uboczu, jak niejedna nastolatka. Nie każdy jest urodzoną cheerleaderką. Zresztą jak się żyje z takimi rodzicami, nie ma w tym nic dziwnego. Młodsza siostra Alexis, trzynastoletnia Kasey, też jest specyficzna, z tym swoim zbzikowaniem na punkcie starych lalek. W sumie życie Alexis, choć trochę wyobcowane, nie odbiega od normy. Tak się przynajmniej wydaje…

Nagle sprawy wymykają się spod kontroli. Staje się jasne, że złowróżbne sygnały to był dopiero przedsmak prawdziwej grozy. Kasey zaczyna się zachowywać jeszcze bardziej niepokojąco niż wcześniej: jej błękitne oczy skrzą czasem zielonym blaskiem, pamięć odmawia jej posłuszeństwa, a słowa… słowa, które wypowiada, są żywcem wyjęte z dawnych epok. Kasey z radosnej kolekcjonerki lalek zmienia się w uosobienie zła. Dziwne rzeczy dzieją się też w domu. Drzwi otwierają się i zamykają, pchane niewidzialną ręką, woda sama się gotuje, klimatyzacja, choć wyłączona, przepełnia całe wnętrze chłodem.

Początkowo Alexis bierze te sytuacje za urojenia, ale wkrótce zdaje sobie sprawę, że wszystko dzieje się naprawdę i tylko ona może podjąć walkę z czającym się zagrożeniem i ratować siostrę. Tylko czy zielonooka potworna dziewczynka to wciąż ta sama osoba co wcześniej?

Już od dłuższego czasu miałam chęć przeczytać dobry horror- a że "Złe dziewczyny nie umierają" było nominowane do Książki Roku 2015 mój wybór padł właśnie na tę książkę. Byłam jej ciekawa, choć spodziewałam się opowieści o problemach nastolatków z wątkiem demonicznym w tle- i owszem, z grubsza można powiedzieć, że właśnie taka jest fabuła tej książki. Główną bohaterką i narratorką jest różowo - włosa Alexis (przepraszam- o włosach "w kolorze truskawek" ;)), szkolna outsiderka, dziewczę zbuntowane ale sympatyczne- podobał mi się pomysł na tę postać. Kiedy jednak w domu Alexis zaczynają dziać się "bardzo dziwne rzeczy" związane z jej młodszą siostrą- trzynastolatką Kasey, okazuje się, że dookoła Alexis są ludzie gotowi przyjść jej z pomocą- ci, po których najmniej by się tego spodziewała. Tutaj muszę dodać, że podoba mi się także "pomysł na Megan", cheerleaderkę, która łamie standardy wytyczone dla "pomponiar" w większości książek. Prawda, że to wszystko brzmi nieskomplikowanie? Nic bardziej mylnego! Żadnego ziewania przy tej książce! Zero znudzenia zbyt wolną akcją, wręcz przeciwnie. Akcja od początku mknie niczym roller-coaster, w książce opisano tydzień z życia Alexis, Kasey i innych postaci (plus dodatek na końcu-"siedem miesięcy "po""). Osobiście muszę przyznać, że dawno nie wciągnęła mnie tak żadna książka- tę przeczytałam w ciągu 1,5 dnia- zarwałam noc, po prostu nie mogła się oderwać. Autorka do końca wodzi Czytelnika za nos, choć pewne fakty (jak opętanie Kasey) wydają się być oczywiste. Co więcej- zakończenie jest takie, że nie mogę doczekać się części drugiej. Nastrój grozy być może średniego kalibru- czytałam straszniejsze horrory, ale jak ta książka wciąga!
♥♥ POLECAM GORĄCO ♥♥
Ola

poniedziałek, 7 listopada 2016

Dar Julii

Strach nauczy się mnie bać .....


Autor: Tahereh Mafi

Wydawnictwo: Otwarte

Cykl: Dotyk Julii (tom 3)

Stron: 384

Rodzaj: fantasty

Julia już wie, że tylko ona może zatrzymać Komitet Odnowy. Ale aby go pokonać, potrzebuje pomocy kogoś, komu nigdy nie potrafiła zaufać – Warnera. Podczas współpracy z nim przekona się, że nie wszystko, co wie o nim i o Adamie, jest prawdą.

Trzeci tom bestsellerowej serii o losach Julii, która podbiła serca czytelników na całym świecie.


Julia żyje. Dochodzi do siebie pod czujnym okiem Warnera po zamachu Andersona na jej życie. Stara się także pozbierać po rewelacjach chłopaka o zniszczeniu Punktu Omega i śmierci wszystkich jej przyjaciół. Chociaż w tym ostatnim przypadku w Julii nadal tli się iskierka nadziei, że ktoś jednak przeżył.
Co więcej, dziewczyna zaczyna też rozumieć, że pora w końcu wziąć się w garść i przestać się nad sobą użalać. Wziąć życie we własne ręce. Ma świadomość, iż tylko ona posiada tak wielką siłę, która umożliwi zniszczenie Komitetu Odnowy. Jednak, by tego dokonać, musi znaleźć sojuszników oraz stworzyć i dopracować odpowiedni plan. Pierwszym ochotnikiem z całą pewnością będzie Warner, który jest zakochany w Julii, a temu uczuciu może jedynie dorównać nienawiść do jego ojca - głównodowodzącego Komitetu. Czy jej przyjaciele przeżyli? Czy Julia dojdzie do ładu ze swoimi uczuciami? Kogo wybierze: Adama czy Warnera?
Do czytania ostatniego tomu trylogii „Dotyk Julii” autorstwa Tahereh Mafi zabierałam się z lekkim sceptycyzmem. Wcale nie dlatego, iż poprzednie tomy nie bardzo mi się podobały. Wręcz przeciwnie, wciągnęły mnie do świata Julii tak bardzo, że po ich ukończeniu czułam spory niedosyt. Tym, co zniechęcało mnie do lektury ostatniego tomu, to myśl o ponownym spotkaniu z ciągle użalającą się nad sobą Julką. Jakież było więc moje zaskoczenie, kiedy rozpoczęłam lekturę „Daru Julii” i już od samego początku przekonałam się, że protagonistka zmieniła się o 180°! Przeszła ogromną przemianę z przerażonej dziewczynki w pewną siebie kobietę, która nie cofnie się przed niczym, aby bronić tych, których kocha i walczyć za to, w co wierzy. Zresztą tak samo zaskoczyły mnie przemiany Warnera czy Adama. Zupełnie nie spodziewałam się tego, że moje sympatie i antypatie ulegną całkowitemu odwróceniu. W sumie w przypadku tego pierwszego mogłam się spodziewać takiej zmiany, ponieważ już w poprzednim tomie autorka przygotowała pod nią podłoże. Natomiast w przypadku Adama w ogóle nie myślałam, że jest on zdolny do takich wrednych zachowań. Na szczęście pod koniec jako tako zrehabilitował swoje wcześniejsze wybryki.
Nie tylko zmiana, jaka zaszła w bohaterach, może zaskakiwać. Kolejnym takim elementem jest sama fabuła. Naprawdę nie chciało mi się wierzyć, z jaką łatwością autorka potrafiła rozbić w perzynę moje wcześniejsze przemyślenia i wnioski dotyczące zakończenia niektórych wątków, a wszystko to już po zaledwie kilkunastu stronach lektury. Ze strachem, ale zarazem ze sporą ekscytacją zaczęłam więc wyczekiwać tego, co się może jeszcze wydarzyć. A wierzcie mi, było na co czekać. Chyba nawet „Dotyk Julii” nie wciągnął mnie tak bardzo jak ten tom.
Jednak to chyba samo zakończenie okazało się, jak dla mnie, największym zaskoczeniem. Przyznaję się bez bicia, że liczyłam na coś ciut bardziej… rozległego? To chyba odpowiednie określenie - i oczywiście bardziej spektakularnego. Nie żeby to, co otrzymałam, było złe - po prostu żałowałam, iż wszystko już się kończy.
Iskierką nadziei pozostaje fakt, że w sumie… niewiele się dowiedzieliśmy. Mafi urwała wszystko w takim momencie, że pozostaje jeszcze kilka znaków zapytania.Wiesz, że przyjdzie tu po nas cały świat?* Tak jakby chciała zostawić sobie furtkę, na wypadek gdyby naszła ją ochota do powrotu w skromne progi historii Julii.


♥♥ GORĄCO POLECAM ♥♥
Ola


sobota, 5 listopada 2016

GONE Zniknęli Faza czwarta - PLAGA

Nie ma już nadziei w Perdido Beach. Brakuje wody, kolejne dzieciaki umierają na grypę, której uleczyć nie potrafi nawet Lana.


Autor: Micheal Grant

Wydawnictwo: Jaguar

Cykl: Gone (tom 4)

Stron: 525

Rodzaj: fantasty

Na dodatek z ciałami niektórych mieszkańców ETAP-u dzieje się coś strasznego - tak strasznego, że nie mogąc znieść męczarni, błagają o śmierć. To coś rozprzestrzenia się równie szybko, jak śmiercionośny wirus grypy. Rada ogłasza kwarantannę na terenie całego miasta. Drake ucieka z więzienia. Krążcy po ulicach biczoręki budzi powszechną grozę.


Prawdziwa bitwa toczy się jednak w niewielkim pokoju, w domu na skraju Perdido Beach... Mały Pete, autystyczny brat Astrid, śni w morderczej gorączce. Jednak jego upiorne wizje, to nie majaki szaleńca – gdy rozum śpi, budzą się upiory... 

Coś szuka dostępu do miasta, coś bardzo, bardzo złego, coś, czego nie można zobaczyć ani pokonać na jawie.


Kiedy dostałam tą książkę w swoje ręce (jeden z moich ulubionych, najciekawszych cyklów powieści) od razu wiedziałam, że szybko się z nią uporam. Jednak stopień 'wciągnięcia się' w fabułę, a także niemożność przestania o niej myśleć przekroczyło moje oczekiwania. O rany, jakże jestem szczęśliwa! ;) Poprzednia część pozostawiła we mnie lekki zawód, ale Plaga zapełniła go po same brzegi! Pokuszę się nawet o określenie, iż jest to najlepsza z dotychczasowych 'faz', bo choć każda jest jedyna w swoim rodzaju, nieporównywalna do poprzedniczek, ta wysuwa się na piedestał wszystkim tym, co opiszę poniżej...




Śmierć. Namiętność. Upadek. Ambicja. Niemoc. Gone wskoczyło na wyższy poziom, obroty się podkręciły i chyba nikt nie ma złudzeń, że poprzednie fazy były jedynie rozgrzewką. Jeszcze nigdy nie czytałam książki równie dynamicznej, buchającej akcją, pędzącą bez wytchnienia, od pierwszej strony już wpadamy do tej chorej karuzeli, która z każdym rozdziałem przyspiesza. Jest coś okrutnie pasjonującego w śledzeniu staczania się, popełniania błędów przez bohaterów, wpadania w pułapki bez wyjścia, utknięcia w koszmarnej rzeczywistości, w której nie ma prawych rozwiązań. Jest tylko ostateczność, przeklęta śmierć, która także nie jest tak pewna, jak dla nas, normalnych ludzi w normalnych warunkach. Trudno jest oceniać tamtejsze wydarzenia, bo jaką miarą powinno się je traktować? To ETAP, tylko etap-owe miary mogą pozwolić nam nie załamać rąk nad okrucieństwem państewka pod kopułą. Ale choć nie powinno się o tym zapominać, wciąż echem odbija się jeden, najgorszy fakt - bohaterowie mają po 10-15lat! To jeszcze dzieci, nie mają na tyle wykształconego kręgosłupa moralnego i wrażliwości, aby móc sobie z tym wszystkim poradzić...



W Pladze zupełnie zmienia się 'aura', każda z części ma swoją charakterystyczną iskrę. Ja wyczułam w tej Fazie sfrustrowanie, szczególnie to odczuwane niższymi partiami naszych ciał ;) Od razu uderzeni jesteśmy natłokiem kumulujących się (przez poprzednie części), często ze sobą sprzecznych emocji, które wreszcie wybuchają - stąd coraz gorsza sytuacja, choć czy wcześniej nie była już katastrofalna? Kiedy uporano się poniekąd z głodem, nadszedł czas na spragnienie. Brakuje wody, a nad całym miasteczkiem unosi się groźba powrotu uwięzionej Drako-Britney, która nie panuje nad swoją drugą twarzą, domagającą się zemsty. Nikt nie chce otwarcie rządzić, dojrzalsi wiedzą, iż poświadczenie nowego prawa swoim imieniem może grozić całkowitą utratą godności, a może nawet i życia. Organ sprawiedliwości także nie funkcjonuje jak powinien - podszyty jest pieniężnymi i handlowymi koneksjami, a miastem zarządza osoba, która w porę ogarnęła się z paniki i postanowiła wykorzystać to, co dał im ETAP. Nie ma już bohaterów - nikt nie chce oglądać już swoich herosów, którzy przyszliby na ratunek w chwili zagrożenia. a zagrożenie czyha nie tylko u bram, ale także wewnątrz. dzieci ETAPU są same dla siebie największym zagrożeniem.

Tak jak wsześniej Gone opierało się na walce, tak tutaj Plaga jest nią wręcz przesycona. powracają starzy wrogowie, zmieniają się siły w mieście. Ambitni, stają się jeszcze ambitniejsi. przeciętni stają się sfrustrowani. Najinteligentniejsi stają się bezradni. urodzeni do rządzenia są coraz bardziej chciwi. Ale nikogo nie musi spotkać kara za to całe okrucieństwo i bezmyślność - jesteśmy w Perdido Beach. Jedyne co mnie dziwi to ich wciąż imponująca populacja jak na ogrom walk, epidemii, nieurodzaju, które ich spotkały. logicznie powinna zostać jedynie garstka osób ;)



fani każdej pary oraz postaci znajdą coś dla siebie. nic pod tym względem się nie zmieniło - wciąż narracja skacze po różnych punktach widzenia, nikt nie wysuwa się na pierwszy, strategiczny plan, bo wszyscy są równie ważni. autor zaimponował mi taką kreacją, wszystko staje się takie... naturalne, rzeczywiste! jakbym była jedną z nich i przyglądała się osuwającemu spod stóp gruntowi, bo tak można nazwać koleje akcji, jaka dzieje się w tej części. także szokuje poziom brutalizacji w powieści dla młodzieży, często sadystycznej i sięgającej możliwego do wytrzymania zenitu. przeraża, to dobre określenie. Gone przeraża, ale przy tym tak fascynuje, iż nie można się oderwać. potrzeba przeżycia kolejnego dnia z bohaterami w Perdido Beach jest najsilniejsza, u mnie w odstawkę poszła nawet nauka, czy sen... ;) co zaskakujące liczne są tutaj także humorystyczne wstawki, które naprawdę mnie rozbawiły - choć sytuacje, w których wystąpiły do żartów średnio się nadawały. wątek fantastyczny niestety wciąż jak był zwiły, tak dalej jest. nie chcę zdradzać zakończenia, lecz powiem krótko: jak niejasna była sytuacja z Gaiaphage i Petem, tak niejasną pozostaje. bo nic się nie wyjaśniło - a może nic, czego bym nie podejrzewała. choć samo zakończenie nie wycisnęło ze mnie łez, wbiło mnie trochę mocniej w fotel, bo wbita w niego byłam od chwili przewrócenia pierwszej strony.

i ostatni plus za okładkę, która według mnie jest najlepszą z dotychczasowych.



jak przeżyję do kolejnej części? ;) idę poszukać spoilerów...

Piszcie do mnie na mój adres e-mail ----> dobre.czytanie@op.pl
♥♥ POLECAM GORĄCO ♥♥
Ola

Przypadki Callie i Kaydena

Callie i Kaydena choć wiele łączy; jedno miasto, ta sama szkoła, wspólni znajomi ; nie zauważają się, aż do pewnej nocy, która zmienia wszystko.


Autor: Jessica Sorensen

Cykl: The Coincidence (tom 1)

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Stron: 368

Rodzaj:  New Adult

Hipnotyzująca opowieść o przeznaczeniu, przyjaźni i uzdrawiającej sile miłości.

Dla Kaydena cierpienie w milczeniu było jedynym sposobem, by przeżyć. Jeśli miał szczęście, nie wychylał się i wypełniał polecenia, mógł przetrwać kolejny dzień. Jednak pewnej nocy, kiedy zdawało się, że jego szczęście – a może nawet i życie – właśnie się kończy, pojawił się anioł imieniem Callie. Kayden został ocalony…
Callie nie wierzyła w szczęśliwe zrządzenia losu. Przynajmniej od czasu swoich dwunastych urodzin, gdy odebrano jej wszystko. Kiedy najgorsze już minęło, dziewczyna pogrzebała uczucia i przysięgła nigdy nikomu nie zdradzić, co się naprawdę wydarzyło. Teraz, sześć lat później, nadal zmaga się z bolesną tajemnicą…

Gdy traf sprawia, że Kayden i Callie zaczynają uczęszczać do tego samego college’u, chłopak z determinacją postanawia poznać bliżej piękną dziewczynę, która odmieniła jego los. Jest przekonany, że Callie nie pojawiła się w jego życiu bez powodu. Im bardziej próbuje stać się częścią jej świata, tym mocniej uświadamia sobie, że tym razem to ona potrzebuje ocalenia…


 Callie przez przypadek a może zrządzenie losu ratuje życie Kaydena. Pomimo, że nie mogą przestać myśleć o wydarzeniach tamtej nocy ich drogi się rozchodzą. Ponownie spotykają się na studiach. Choć ich przeszłość stanowi barierę nie do przejścia, małymi kroczkami zdobywają swoje zaufanie. Przeradza się ono w silne uczucie, które nie pozwana im odpuścić i rodzi nadzieję, że mogą pomóc sobie nawzajem. 


Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam czytając książkę! 
Mocna i godna polecenia pozycja, poruszająca naprawdę ciężkie tematy. Dużo pozytywnych i negatywnych emocji, które przeżywa się z bohaterami od pierwszych stron.


♥♥ POLECAM GORĄCO ♥♥
Ola

Udręka

Piekło na ziemi. Tak właśnie czuje się Luce z dala od swojego chłopaka Daniela, upadłego anioła. 


Autor: Lauren Kate

Wydawnictwo: Mag

Cykl: Upadli (tom 2)

Stron: 464

Rodzaj: fantasty

Minęła wieczność, nim się odnaleźli, ale teraz znów się rozstaną... Daniel musi walczyć z Wygnańcami – nieśmiertelnymi, którzy chcą zabić Luce. Dziewczyna ukrywa się w Shoreline, szkole na skalistych wybrzeżach Kalifornii, gdzie przebywają wyjątkowo uzdolnieni uczniowie – Nefilim, potomkowie ludzi i upadłych aniołów. W Shoreline Lucy dowiaduje się, czym są cienie i jak może je wykorzystać, by zobaczyć swoje wcześniejsze wcielenia. Jednakże, im więcej się dowiaduje, tym bardziej prześladuje ją myśl, że Daniel nie powiedział jej wszystkiego. Coś przed nią ukrywa – coś niebezpiecznego.
A jeśli wersja przeszłości, którą opowiedział jej Daniel, nie jest prawdziwa?
A jeśli przeznaczeniem Luce jest życie z kimś innym?

Nie spodziewałam się, że "Udręka" będzie arcydziełem, bo pierwsza część moim zdaniem nim nie była, ale miałam nadzieję, że drugą część będzie mi się tak samo dobrze i szybko czytało jak "Upadłych". Niestety tak nie było a okładka książki podoba mi się chyba bardziej niż jej treść.

W "Udręce" jest dużo nowych bohaterów, ponieważ Lucy zmienia szkołę i dzięki temu poznaje wiele nowych osób. Większość z nich jest Nefilim. Jest to pół anioł i pół człowiek. Jej współlokatorka Shelby jest właśnie jednym z wielu Nefiliów. Dziewczyna z początku nie przepada za Lucy, ale z czasem zaprzyjaźniają się. Drugim nowym bohaterem jest Miles, on także jest Niefilim. Bardzo polubiłam jego postać. Już od samego początku jest bardzo miły dla Lucy, pomocny. Jest po prostu dobrym przyjacielem. Lecz jak to zazwyczaj bywa w książkach gdy przyjaźń łączy chłopaka i dziewczynę, ktoś z tej dwójki po jakimś czasie zaczyna czuć coś więcej. W tym przypadku również tak było. Lucy poznała jeszcze wiele innych osób, ale Shelby i Miles spędzali z nią najwięcej czasu.
Lucy w tej części nadal była zakochana w Danielu, ale nie była z nim zbyt szczęśliwa. Spotykali się bardzo rzadko, a na dodatek w ukryciu. 

Na początku recenzji wspomniałam, że tej książki nie czytało mi się zbyt dobrze. Nie jestem do końca pewna jaka była tego przyczyna, ale wydaje mi się, że było to spowodowane tym, że autorka książki rozpoczynała zbyt wiele nowych wątków i potem bardzo szybko o nich zapominała i dopiero po kilku lub kilkunastu rozdziałach sobie o nich przypominała. Zbyt wiele rzeczy pozostało niewyjaśnionych. I tak na prawdę nie wiem co było głównym wątkiem tej książki. Wszyscy którzy przeczytali pierwszą część wiedzą o tym, że Lucy wiele razu umierała i po jakimś czasie naradzała się na nowo. I za każdym razem gdy się narodziła miała innych rodziców, miała lub nie miała rodzeństwa. W tej części miała okazję poznać swoją rodzinę. Poznała siostrę i widziała swoich poprzednich rodziców. Niestety autorka nie pozwoliła się jej poznać z nimi zbyt dobrze, gdyż Lucy miała okazję zobaczyć się z nimi tylko raz i nawet z nimi nie porozmawiała.

Książka wciągnęła mnie dopiero od ok.370 strony. Dopiero pod koniec zaczęło się coś dziać. Koniec książki był zaskakujący. Spodziewałam się szczęśliwego zakończenia, myślałam że Lucy i Daniel znów będą szczęśliwi i przebrną przez wszystkie problemy, jednak tak nie było. Po zakończeniu można się domyślić, że możemy się spodziewać 3 części tej serii książek. Raczej ją kupię, bo jestem ciekawa co się dalej wydarzy i mam nadzieję, że kolejna część będzie lepsza.

Ola 

czwartek, 3 listopada 2016

Alicja w krainie zombie

Jej ojciec miał rację. Potwory istnieją...


Autor: Gena Showalter

Wydawnictwo:  HarperCollins

Cykl: Kroniki Białego Królika (tom 1)

Stron: 512

Rodzaj: fantasty

Żałuję, że nie mogę się cofnąć w czasie i postąpić inaczej w wielu sprawach.
Powiedziałabym swojej siostrze: nie.
Nigdy nie błagałabym matki, by porozmawiała z ojcem.
Zasznurowałabym usta i przełknęła te nienawistne słowa.
Albo chociaż uściskałabym siostrę, mamę i tatę po raz ostatni.
Powiedziałabym, że ich kocham.
Żałuję... tak, żałuję"

Stracić wszystko i podnieść się po wielu miesiącach.
Obwiązać serce szczelnie taśmą aby nie krwawiło.
Nie patrzeć nikomu w oczy,żeby nikt nie dostrzegł zastygłej w nich pustki.
Odnaleźć cel.
A kiedy będzie on w zasięgu ręki nie puszczać i nie tracić z oczu.
Uwierzyć w potwory i przełknąć cisnącą się do gardła gulę wstydu.
Zobaczyć,uwierzyć i zabić je wszystkie.
Alicja Bell - złotowłosa dziewczyna,która straciła wszystko.

Za ciężką zasłoną mroku,czai się prawdziwe zło...

By pomścić śmierć rodziny, Alicja musi się nauczyć, jak walczyć z zombi. Nie spocznie, dopóki nie odeśle każdego żywego trupa z powrotem do grobu. Na zawsze.....

Ta książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła:) Nie jest zwykłą książką o zombie jak zazwyczaj, a mianowicie jest przepiękną historią o miłości, smutku, rozpaczy po stracie rodziny. I zombie jest tak naprawdę w drugim planie. Alicja wyjęta wprost z "Alicji w krainy czarów"w złym świecie,gdzie zombi krzyżują swe drogi z niczego nieświadomymi ludźmi.
Klasycznie-podążaj za białym królikiem,a spotka cię coś niezwykłego.Bo biel to niewinność,a króliczki są takie milutkie. O nie,nie w tym wypadku!
 Śmiało mogę powiedzieć, że "Alicja w krainie zombie" wygrała właśnie w starciu z "Alicją w krainie czarów". Przeczytanie tej książki zajęło mi nie cały dzień... Nie jeść, nie pić, ale CZYTAĆ! To jest to.
Życie naszej nowej Alicji nie jest usłane różami. Mieszka w małym domku z mamą,siostrą i ojcem, który ma zombie-fobię. Rodzinie nie wolno opuszczać domu po zmroku,gdyż głowa rodziny przekonana jest, że wszędzie czyhają na nich krwiożercze istoty. Pewnej nocy życie głównej bohaterki zmienia się na zawsze. Już nic nie będzie takie jak dawniej. Nie powie mamie "Kocham Cię", ukochana siostra już nie będzie jej małym światełkiem w ciemności... Dziewczyna nie będzie miała okazji powiedzieć " Tato, miałeś rację. Przepraszam".
Po prostu nie jestem w stanie pisać dalej. Rozkleiłam na dobre :(

♥♥ POLECAM GORĄCO ♥♥
Ola

środa, 2 listopada 2016

Carrie

„Roże są czerwone, fiołki fioletowe,
A Carrie White ma na*rane w głowie.”


Autor: Stephen King

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Stron: 208

Rodzaj: horror

Carrie White jest inna niż jej rówieśnicy. Nie chodzi na prywatki, nie interesują się nią chłopcy, stanowi obiekt kpin i docinków. Matka – religijna fanatyczka – za wszelką cenę usiłuje uchronić ją przed grzechem. Pewnego razu Carrie się jednak buntuje i idzie na szkolny bal. Gdy tam pada ofiarą okrutnego żartu, rozpętuje się piekło... dziewczyna jest telekinetką o olbrzymiej mocy, której postanawia użyć, by zemścić się na prześladowcach. Ci, którzy ją dręczyli, gorzko tego pożałują.

„Carrie” to debiut Kinga. 18 października na ekrany polskich kin weszła nowa ekranizacja powieści, w rolę głównej bohaterki wcieliła się Chloë Grace Moretz, natomiast jej matkę zagrała Julianne Moore.

"Carrie" to moja pierwsza powieść Stephena King i po tej książce mogę stwierdzić, że to geniusz. Może niektórzy zauważą, że jestem bardzo pochopna w swojej decyzji, bo jak na razie przeczytałam wyłącznie jego debiut pisarski, jednakże nie będę umniejszać talentu Kinga. Postanowiłam ją przeczytać z prostego powodu. Przed wczoraj było Haloween i mimo tego że nie obchodzę tego święta chciałam się troszkę wbić w klimat ;) Powieść poleciła mi moja koleżanka która jest już po przeczytaniu ogromnej ilości książek pana Kinga więc od razu wzięłam się za czytanie.

Od razu chciałam przedyskutować główną bohaterkę, czyli tytułową Carrie. Biedna, niekochana, dręczona dziewczyna. W normalnym przypadku byśmy jej współczuli i litowali się nad nią, przynajmniej tak zrobiłaby osoba mająca serce. Jednak w owej lekturze było to niemożliwe. Nie wiadomo jakim sposobem czujemy do niej właśnie chłód i zobojętnienie. To już świadczy o nie lada talencie, żeby kierować uczuciami czytelnika. 
Niektóre osoby, które są już "doświadczone w Kingu" piszą, aby tą powieść skrócić. Jednak moim zdaniem samo napisanie początku, czyli sytuacji pod prysznicem i krwawego finału nie miałoby takiej klasy jak teraz, dlatego uważam, że to było odpowiednie posunięcie. 
Jedyna rzecz, która mnie się nie podobała to właśnie zakończenie, za słabo opisane i zbyt mało krwawe i dramatyczne. Mimo, że jest to horror, moim zdaniem to dramat, który bardzo mocno działa na psychikę. Książka jest naszpikowana emocjami skrzywdzonej dziewczyny.
Moją przygodę z Kingiem na pewno tak nie zakończę. Będę sięgała po jego kolejne powieści mam nadzieję jak najszybciej. Mimo to nie zapomnę o "Carrie", którą uważam za rewelacyjną lekturę.

♥♥ POLECAM GORĄCO ♥♥
Ola

Nezgodna

„Spokój jest ograniczeniem”*


Autor: Veronica Roth
Cykl: Niezgodna (tom 1)
liczba stron: 352
Rodzaj: przygodowy
Jeden wybór może cię zmienić... Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycja (inteligencja), Prawość (uczciwość), Serdeczność (życzliwość) to pięć frakcji, na które podzielone jest społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy szesnastolatek przechodzi test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musi wybrać frakcję. Ten, kto nie pasuje do żadnej, zostaje uznany za bezfrakcyjnego i wykluczony.
Ten, kto łączy cechy charakteru kilku frakcji, jest niezgodny – i musi być wyeliminowany...
Szesnastoletnia Beatrice dokonuje wyboru, który zaskoczy wszystkich, nawet ją samą. Porzuca Altruizm i swoją rodzinę, by jako Tris stać się twardą, niebezpieczną Nieustraszoną. Będzie musiała przejść brutalne szkolenie, zmierzyć się ze swoimi najgłębszymi lękami, nauczyć się ufać innym nowicjuszom i przekonać się, czy w nowym życiu, jakie wybrała, jest miejsce na miłość.
Tymczasem wybucha krwawa walka między frakcjami.
A Tris ma tajemnicę, której musi strzec przed wszystkimi, bo wie, że jej odkrycie oznacza dla niej śmierć.

Po „Niezgodną” autorstwa Veroniki Roth sięgnęłam z kilku powodów. Po pierwsze, to dystopia, a ja uwielbiam takie powieści. Po drugie, jest to książka porównywana do „Igrzysk śmierci” Suzanne Collins, których jestem fanką. I po trzecie, przyznaję otwarcie – zwiodły mnie te wszystkie pochlebne opinie na okładce i liczba sprzedanych egzemplarzy. Nigdy nie widziałam okładki do tego stopnia wypchanej przechwałkami. Po lekturze tej powieści dochodzę do wniosku, że co najmniej większość z nich jest bezzasadna. 

Główną bohaterką „Niezgodnej” jest szesnastoletnia Beatrice Prior, która zostawia swoją rodzinną frakcję – Altruizm, by wstąpić w szeregi Nieustraszonych. W nowej frakcji odnajdzie nie tylko przyjaciół, ale także wrogów. Zarówno przed jednymi, jak i drugimi musi ukrywać to, że jest Niezgodna, czyli wykazuje cechy charakterystyczne dla kilku frakcji jednocześnie. Czy uda jej się uniknąć ujawnienia i niebezpieczeństwa wynikającego z tego, kim jest?

Veronica Roth jest studentką, a „Niezgodna” to jej debiut literacki. Nawet gdybym nie znała tej informacji wcześniej, domyśliłabym się tego sama, bo w książce roi się od niedociągnięć i wyraźnie widać brak pisarskiej sprawy, co charakteryzuje debiutantów. Pierwsze rzucają się w oczy niedostatki stylu. Język jest mało plastyczny, co pozbawiło „życia” większość opisów, które swoją drogą są lakoniczne i okrojone do granic możliwości. Niektóre sformułowania i zwroty w dialogach są użyte zupełnie nietrafnie, przez co rozmowy wydają się sztuczne i płytkie. Zdania są krótkie i dziwne, sprawiają wrażenie pourywanych. Do tego dochodzi spora liczba błędów stylistycznych i literówek, ale to już wina kolejno tłumacza i korektora. Dajmy na to takie zdanie:

„Nie zdawałam sobie (tutaj chyba powinno być słowo „sprawy”, ale go nie ma), jak bardzo jest mi zimno, dopóki nie przestało mi być zimno.”* 

Nie dość, że brakuje tu jednego słowa, to jeszcze całość jest kompletnie bez sensu. W książce roi się od podobnych błędów i niestety przeszkadza to w czytaniu.

„Niezgodna” zawiera też całą masę błędów w konstrukcji fabuły. Te nielogiczności, o które potknęła się młoda autorka, nie pozwalają w pełni cieszyć się lekturą tej powieści. Bo sam pomysł na akcję podoba mi się ze względu na swoją świeżość i oryginalność, ale wykonanie całkowicie zawiodło. Ciekawy pomysł uchronił tę książkę od stania się w moich oczach całkowitą katastrofą. Dzięki niemu lektura wciągnęła mnie, za co należy się autorce kolejny plus. 

Narracja w powieści jest pierwszoosobowa, co moim zdaniem nie było zbyt dobrym posunięciem ze strony autorki, ponieważ Beatrice to postać zbyt wyidealizowana, żeby mogło to zrobić pozytywne wrażenie. To bohaterka, która nie ma niemal żadnych wad, kierująca się jednocześnie skrajną bezinteresownością i budzącą podziw odwagą. Sama prawość, ale niestety do mnie to nie przemawia. Takie postaci są sztampowe i nierealistyczne. 

Nie wiem, kto wpadł na pomysł porównywania „Niezgodnej” z trylogią Suzanne Collins, bo zestawianie tych dwóch powieści jest po prostu niedorzeczne. Jedyne, co te książki mają ze sobą wspólnego, to fakt, że obie zawierają dystopijne wizje przyszłości. Prawda jest taka, że powieść Roth do pięt nie dorasta cyklowi Collins. Dlaczego? Zasadnicza różnica między tymi seriami ujawnia się w sposobie ukazania okrucieństwa przez obie autorki. Okrucieństwo jest czymś, co trudno ukazać w powieści tak, by nie wyglądało groteskowo. Collins udźwignęła to zadanie i dzięki ukazaniu zła nadała swoim powieściom autentyczności i dojrzałości. Nie można tego samego powiedzieć o Roth, która karty swojej książki okrasiła taką ilością krwi, że w efekcie przypomina to kiepską grę komputerową. Tyle w tym temacie.

Niewielki format „Niezgodnej” oraz wartka, nieskomplikowana akcja sprawiły, że przeczytałam ją w zaledwie kilka godzin. Trudno powiedzieć, żebym uważała ten czas za zmarnowany, jednak mogłabym spędzić go przyjemniej, gdyby lektura nie zawierała tak licznych błędów. Po następną część na pewno sięgnę, lecz nie będę z niecierpliwością na nie czekać. Mój zapał względem tego cyklu znacznie osłabł, jednak kto wie? Może następna część pozytywnie mnie zaskoczy? 
Ola ♥♥